W wakacje 2004 zdecydowaliśmy się z Marcią pojechać na Słowenię - pochodzić po jaskiniach i w ogóle zobaczyć kraj.
Byłem tam kilka lat temu (w Alpach Julijskich) i bardzo mi się spodobało.
Po zakończonym kursie przyszedł więc czas, żeby samodzielnie spróbować porobić coś za granicą...
Materiały informacyjne, jakimi dysponowaliśmy, były w miarę skąpe: książka "Cave Guide To Slovenia" (I. Bishop, 1997),
przewodnik turystyczny, kilka map. Niestety, na internecie da się znaleźć niewiele więcej informacji;
choć może nie poświęciliśmy na szukanie tyle czasu, ile moglibyśmy...
W każdym razie doceniliśmy jakość serwisów Epimenides
i KKTJ (są zajebiste).
Udaliśmy się do Speleocampu w miasteczku Laze (polecanego przez "Cave Guide"),
zabezpieczając wcześniej miejsce na namiot u właściciela - Franca Faciji.
Mieliśmy też nadzieję uzyskać więcej informacji od niego na temat okolicznych jaskiń
(i tu się trochę, niestety, zawiedliśmy).
W każdym razie warunki na Speleocampie są całkiem fajne. Jest domek wspólnego użytku, drugi domek z prysznicem (ciepła woda)
kiblem i szlauchem na czyszczenie wszelkich zabłoconych elementów wyposażenia grotołaza.
A w domu Franca są dodatkowe pokoje, ale nie znamy szczegółów.
Myśleliśmy najpierw, że zostaniemy w Speleocampie kilka dni, udając się później na inne pola.
Ale działaliśmy głównie w okolicach Laze, więc skończyło się na tym, że byliśmy tam całe dwa tygodnie.
Na początku na polu byliśmy sami (przez tydzień), ludzie z Mendip Caving Group zajmowali pokoje w domu.
W drugim tygodniu było zdecydowanie więcej osób (z różnych krajów) - w szczycie może z kilkanaście namiotów.
Wtedy już się zaczęły drobne problemy z ciepłą wodą (bojler) i dostępem do elektryczności (ładowanie akumulatorków).
Ale generalnie nie ma co narzekać. Aha, jeszcze cena: 5 Euro na łebka za dobę.
I jeszcze kilka uwag dla chcących tam pojechać.
Mieliśmy karty Visa i Visa Electron; niestety, na południu wydają się preferować MasterCard i jej odmiany.
Drobny problem, ale np. w Skocjanske Jame musieliśmy płacić gotówką (żeby w takim miejscu turystycznym
nie obsługiwać innych kart?!?). Po drugie: w knajpach nie ma Pepsi!
Ale może co ważniejsze z naszego punktu widzenia: chcieliśmy zabookować miejsca do Kriznej Jamy.
Franc niestety zaproponował, że zajmie się tym, gdy przyjedziemy. Wtedy jednak się okazało,
że miejsc w czasie naszego pobytu już brak...
I na koniec, przed zdjęciami z różnych miejsc, jeszcze jedna uwaga: kraj jest przepiękny
i naprawdę warto tam pojechać. Trzeba tylko uważać na samochód - ostatniego dnia
zostawiliśmy auto na drodze leśnej i udaliśmy się do Najdeny. Po powrocie okazało się,
że jakieś pier...lone ch..je zbiły trzy szyby, zniszczyły zamki i ukradły kilka rzeczy.
Co ciekawe, te głupie pieprzone jełopy zostawili liny, treki, kurtki, plecak...
Policja była w miarę przyjazna i pomocna, ale jako że był piątek w okolicach 17-tej,
naprawy mogliśmy oczekiwać dopiero w poniedziałek rano(?). Musieliśmy jednak już wracać,
więc podróż powrotna okazała się wolna, długa i cholernie męcząca.
Oczywiście nie mieliśmy od tego czasu żadnych dodatkowych informacji na temat.
I mieliśmy spory problem z tłumaczeniem protokołu policyjnego dla PZU
(żeby nikt się nie zdziwił, od PZU nie otrzymaliśmy żadnej pomocy, czy to w Polsce, czy jeszcze tam tuż po zdarzeniu).
Akcje:
Szczegóły:
Co tu dużo mówić: droga była długa (szczególnie, że nie szaleję na drodze).
Warto jednak uważać, którędy się przejeżdża - można trafić na całkiem fajne miejsca.
Po stronie austriackiej oblookaliśmy fajne wodospady,
a po stronie słoweńskiej zajechaliśmy do wąwozu Vintgar - polecamy!
Ten drugi mieliśmy co prawda w planach, ale jakoś trudno było znaleźć...
W każdym razie, gdy jedzie się z Jesenic do Bledu przez Gorje,
można wypatrzyć małe znaczki drogowe wskazujące wąwóz.
Zwiedzanie zajęło nam może jakieś 2 godziny, bilet niedrogi.
Co tu dużo mówić: droga była długa (szczególnie, że nie szaleję na drodze).
Warto jednak uważać, którędy się przejeżdża - można trafić na całkiem fajne miejsca.
Po stronie austriackiej oblookaliśmy fajne wodospady,
a po stronie słoweńskiej zajechaliśmy do wąwozu Vintgar - polecamy!
Ten drugi mieliśmy co prawda w planach, ale jakoś trudno było znaleźć...
W każdym razie, gdy jedzie się z Jesenic do Bledu przez Gorje,
można wypatrzyć małe znaczki drogowe wskazujące wąwóz.
Zwiedzanie zajęło nam może jakieś 2 godziny, bilet niedrogi.
Droga i wąwóz Vintgar
Tuż przed granicą austriacko-słoweńską
Tuż przed granicą austriacko-słoweńską
Po drodze, przypadkiem, natrafiliśmy na takie oto miejsce (niestety, mój aparat zaczął coś świrować)
Po drodze, przypadkiem, natrafiliśmy na takie oto miejsce (niestety, mój aparat zaczął coś świrować)
To już Słowenia, wąwóz Vintgar
To już Słowenia, wąwóz Vintgar
Cudowny kolor wody
Cudowny kolor wody
Wyszło Słońce - co pokazało, że nie warto tam jechać w pochmurny dzień
Wyszło Słońce - co pokazało, że nie warto tam jechać w pochmurny dzień
Marcia chętnie by wyciągnęła wędkę...
Marcia chętnie by wyciągnęła wędkę...
Po drodze do głównej atrakcji...
Po drodze do głównej atrakcji...
Na końcu kanionu - wodospad
Na końcu kanionu - wodospad
Góra
Zdecydowaliśmy się rozpocząć grotołażenie od "cave walk" opisanego w książce Bishopa.
Do początku szlaku warto podjechać samochodem, chyba że ktoś lubuje się w spacerach po asfalcie w 30-sto stopniowym upale?
Jaskinię łatwo znaleźć, sprzęt niepotrzebny, przydatna lina do asekuracji (i zjazdu w kluczu) - jakieś 30 metrów.
Spotkałem się na internecie z opiniami, że jaskinia nieciekawa i warto ją zrobić tylko dla porządku.
Nasze odczucia są dokładnie odwrotne - bardzo przyjemna dziurka.
Ale uwaga: ludzie z arachnofobią powinni trzymać się z daleka ostatnich partii jaskini - vide zdjęcia.
Zdecydowaliśmy się rozpocząć grotołażenie od "cave walk" opisanego w książce Bishopa.
Do początku szlaku warto podjechać samochodem, chyba że ktoś lubuje się w spacerach po asfalcie w 30-sto stopniowym upale?
Jaskinię łatwo znaleźć, sprzęt niepotrzebny, przydatna lina do asekuracji (i zjazdu w kluczu) - jakieś 30 metrów.
Spotkałem się na internecie z opiniami, że jaskinia nieciekawa i warto ją zrobić tylko dla porządku.
Nasze odczucia są dokładnie odwrotne - bardzo przyjemna dziurka.
Ale uwaga: ludzie z arachnofobią powinni trzymać się z daleka ostatnich partii jaskini - vide zdjęcia.
Stota Jama
Pierwsza jaskinia - Stota Jama; było okrutnie gorąco, a tu trzeba się w kombinezon przebrać...
Pierwsza jaskinia - Stota Jama; było okrutnie gorąco, a tu trzeba się w kombinezon przebrać...
W sumie taka jaskinka jurajska, tylko nacieki jakieś takie pokaźniejsze i nie zniszczone
W sumie taka jaskinka jurajska, tylko nacieki jakieś takie pokaźniejsze i nie zniszczone
O czym myślisz, kochanie?
O czym myślisz, kochanie?
Jak to to zaczęło się ruszać, to wrażenie nie było najprzyjemniejsze...
Jak to to zaczęło się ruszać, to wrażenie nie było najprzyjemniejsze...
Ku wyjściu
Ku wyjściu
Korzenie niedaleko wyjścia; o średnicy kilku centymetrów
Korzenie niedaleko wyjścia; o średnicy kilku centymetrów
Z zimnej jaskini w 30-sto stopniowy upał...
Z zimnej jaskini w 30-sto stopniowy upał...
Góra
Przy szukaniu tej jaskini pojawił się problem, który miał nas dręczyć jeszcze kilka razy.
Oznaczenia szlaków są niekonsekwentne, często słabo widoczne, a opisy dojścia do jaskiń w "Cave Guide"
raczej bardziej szkodzące niż przydatne.
Jaskini szukaliśmy jakieś 2 godziny. Okazało się, że dojście do niej oznaczone jest trójkątami
("cave walk" oznaczony jest czerwonymi kółkami z białym środkiem). Czasami oznaczenia szlaków
to po prostu czerwone kreski, czasami dojścia do jaskiń oznaczone są omegami (piktogramy otworów).
Gorzej, że trójkąty są słabo widoczne i namalowane są dosyć rzadko...
W każdym razie, idąc od Stota Jama szlakiem z kółkami, trzeba wypatrywać na drzewach szlaku
oznaczonego trójkątami. Będzie on szedł w prawo i po kilkudziesięciu metrach,
na brzegu leja krasowego znajduje się otwór (na szczęście oznaczony numerem, więc jest pewność, że to ta jaskinia).
Do jaskini zjeżdża się 20 metrową studnią z otworu o szerokości może ze 4 metry.
Linę (26 metrów) mocowaliśmy z dwóch drzew, przydatne taśmy do drugiego punktu, aby lina nie tarła.
Można też skorzystać ze spitu, ale nie jest to konieczne.
Jaskinia chyba nieco mniej ciekawa, w dalszej części ze śliskim, błotnym trawersem.
Daliśmy radę bez liny czy taśmy, ale wolałbym na drugi raz wziąć.
Po tej jaskini szukaliśmy kolejnej (Jama Na Meji), ale bez skutku -
opis w przewodniku, jak się później okazało, totalnie do kitu!
Przy szukaniu tej jaskini pojawił się problem, który miał nas dręczyć jeszcze kilka razy.
Oznaczenia szlaków są niekonsekwentne, często słabo widoczne, a opisy dojścia do jaskiń w "Cave Guide"
raczej bardziej szkodzące niż przydatne.
Jaskini szukaliśmy jakieś 2 godziny. Okazało się, że dojście do niej oznaczone jest trójkątami
("cave walk" oznaczony jest czerwonymi kółkami z białym środkiem). Czasami oznaczenia szlaków
to po prostu czerwone kreski, czasami dojścia do jaskiń oznaczone są omegami (piktogramy otworów).
Gorzej, że trójkąty są słabo widoczne i namalowane są dosyć rzadko...
W każdym razie, idąc od Stota Jama szlakiem z kółkami, trzeba wypatrywać na drzewach szlaku
oznaczonego trójkątami. Będzie on szedł w prawo i po kilkudziesięciu metrach,
na brzegu leja krasowego znajduje się otwór (na szczęście oznaczony numerem, więc jest pewność, że to ta jaskinia).
Do jaskini zjeżdża się 20 metrową studnią z otworu o szerokości może ze 4 metry.
Linę (26 metrów) mocowaliśmy z dwóch drzew, przydatne taśmy do drugiego punktu, aby lina nie tarła.
Można też skorzystać ze spitu, ale nie jest to konieczne.
Jaskinia chyba nieco mniej ciekawa, w dalszej części ze śliskim, błotnym trawersem.
Daliśmy radę bez liny czy taśmy, ale wolałbym na drugi raz wziąć.
Po tej jaskini szukaliśmy kolejnej (Jama Na Meji), ale bez skutku -
opis w przewodniku, jak się później okazało, totalnie do kitu!
Jama za Teglovko
Kawałek ładnych nacieków tuż obok zjazdu
Kawałek ładnych nacieków tuż obok zjazdu
Studnia wlotowa
Studnia wlotowa
Wnętrze z 80-tki, krótkie nogawki i krótkie rękawy - to jest to!
Wnętrze z 80-tki, krótkie nogawki i krótkie rękawy - to jest to!
Następnej jaskini już tego dnia nie znaleźliśmy...
Następnej jaskini już tego dnia nie znaleźliśmy...
Góra
Plan był następujący: chodzenie po jaskiniach będziemy przeplatać ze zwiedzaniem jaskiń pokazowych,
wypadami nad morze i inne ciekawe miejsca. Toteż następnego dnia udaliśmy się w kierunku nadmorskiego Koper.
Cel: Skocjanske Jame i kąpiel w Adriatyku.
Bilet do jaskiń w miarę drogi, nie honorują kart Visa. Polecają się cieplej ubrać,
ale wejście jest dosyć daleko od kas. Jeżeli więc się ubierać, to dopiero przed wejściem do jaskini.
Inna rzecz, że w środku nie jest aż tak bardzo zimno, więc lekka kurtka na normalny ubiór letni
nam spokojnie wystarczała.
Jeżeli ktoś planuje tam wyjazd, to może niech nie czyta dalej opisu tej jaskini -
nie chciałbym zepsuć niespodzianki. Bo wrażenie jest niesamowite. Zwiedzanie rozpoczyna się
od kilkudziesięciometrowego tunelu, następnie przechodzi się przez piękne i pełne nacieków Tiche Jame.
Ale jak to bywa w tego typu jaskiniach, po trzech kwadransach nawet najpiękniejsze formacje zaczynają nieco nudzić.
I wtedy dopiero zaczyna się jaskinia - fenomenalna! Podziemny kanion o długości w sumie 3 kilometrów
(nie zwiedza się całości), 100 metrów wysokości, kilkadziesiąt szerokości. W dole rzeka.
Most na wysokości 40 kilku metrów, ścieżka w ścianie. W pewnym momencie spojrzeliśmy w tył
na dopiero co zwiedzaną dużą salę; zobaczyliśmy małe okienko w ścianie kanionu...
A po drodze jeszcze kilka pięknych nacieków (duże misy).
Zdecydowanie polecamy!
Natomiast morze słoweńskie nieco rozczarowało: owszem, ciepłe, ale niezbyt klarowna woda i wodorosty...
Lepsze znaleźliśmy później.
Plan był następujący: chodzenie po jaskiniach będziemy przeplatać ze zwiedzaniem jaskiń pokazowych,
wypadami nad morze i inne ciekawe miejsca. Toteż następnego dnia udaliśmy się w kierunku nadmorskiego Koper.
Cel: Skocjanske Jame i kąpiel w Adriatyku.
Bilet do jaskiń w miarę drogi, nie honorują kart Visa. Polecają się cieplej ubrać,
ale wejście jest dosyć daleko od kas. Jeżeli więc się ubierać, to dopiero przed wejściem do jaskini.
Inna rzecz, że w środku nie jest aż tak bardzo zimno, więc lekka kurtka na normalny ubiór letni
nam spokojnie wystarczała.
Jeżeli ktoś planuje tam wyjazd, to może niech nie czyta dalej opisu tej jaskini -
nie chciałbym zepsuć niespodzianki. Bo wrażenie jest niesamowite. Zwiedzanie rozpoczyna się
od kilkudziesięciometrowego tunelu, następnie przechodzi się przez piękne i pełne nacieków Tiche Jame.
Ale jak to bywa w tego typu jaskiniach, po trzech kwadransach nawet najpiękniejsze formacje zaczynają nieco nudzić.
I wtedy dopiero zaczyna się jaskinia - fenomenalna! Podziemny kanion o długości w sumie 3 kilometrów
(nie zwiedza się całości), 100 metrów wysokości, kilkadziesiąt szerokości. W dole rzeka.
Most na wysokości 40 kilku metrów, ścieżka w ścianie. W pewnym momencie spojrzeliśmy w tył
na dopiero co zwiedzaną dużą salę; zobaczyliśmy małe okienko w ścianie kanionu...
A po drodze jeszcze kilka pięknych nacieków (duże misy).
Zdecydowanie polecamy!
Natomiast morze słoweńskie nieco rozczarowało: owszem, ciepłe, ale niezbyt klarowna woda i wodorosty...
Lepsze znaleźliśmy później.
Skocjanske Jame
Niestety, dopiero przy wyjściu można było robić zdjęcia
Niestety, dopiero przy wyjściu można było robić zdjęcia
Wodospady w dole
Wodospady w dole
W ogóle skala zjawiska robiła wrażenie
W ogóle skala zjawiska robiła wrażenie
Tam bym się NIE przeprowadził
Tam bym się NIE przeprowadził
Jeszcze raz wodospady, ale z punktu widokowego
Jeszcze raz wodospady, ale z punktu widokowego
Najpierw jaskinie, potem ciepłe morze. Żyć, nie umierać!
Najpierw jaskinie, potem ciepłe morze. Żyć, nie umierać!
Góra
Następnego dnia kontynuowaliśmy "cave walk". Może więc opiszę, jak dojść z Jamy Za Teglovko do Jamy Na Meji.
Otóż należy spokojnie iść szlakiem z kółkami, miejscami przez nieco gęstsze chaszcze.
Dochodzi się do drogi żwirowej, którą należy przeciąć i kontynuować wąską ścieżką w las.
Zaraz po prawej mija się nowo odkrytą dziurę (wtedy miała 8 dni).
Następnie trzeba iść za trójkątami. Po kilkuset metrach jest odbicie w lewo na jaskinię (znaki: omega na drzewie, puszka na kołku).
Należy iść jeszcze chwilę aż się trafi na większą, 6-metrową dziurę. To tu!
Trzeba zabrać: 50 metrów liny + sprzęt na 4 punkty.
Na górze zaporęczowaliśmy ze spita i drzewa, nieco poniżej zaraz kolejny spit z taśmą, aby lina ominęła krawędź skały.
Następnie zjazd w studnię, po drodze mija się most, o który będzie tarła lina. Tam spit + taśma.
Zjazd fajny, bez dotykania ścian. Słońce pięknie oświetla studnię, więc zrobiłem masę zdjęć.
Poniżej dałem tylko kilka, ale miałem duże problemy z wyborem najładniejszych... :-)
W jaskini jest trochę fajnych nacieków, trochę bocznych przejść, ale najładniejsza jest ta studnia.
Następnego dnia kontynuowaliśmy "cave walk". Może więc opiszę, jak dojść z Jamy Za Teglovko do Jamy Na Meji.
Otóż należy spokojnie iść szlakiem z kółkami, miejscami przez nieco gęstsze chaszcze.
Dochodzi się do drogi żwirowej, którą należy przeciąć i kontynuować wąską ścieżką w las.
Zaraz po prawej mija się nowo odkrytą dziurę (wtedy miała 8 dni).
Następnie trzeba iść za trójkątami. Po kilkuset metrach jest odbicie w lewo na jaskinię (znaki: omega na drzewie, puszka na kołku).
Należy iść jeszcze chwilę aż się trafi na większą, 6-metrową dziurę. To tu!
Trzeba zabrać: 50 metrów liny + sprzęt na 4 punkty.
Na górze zaporęczowaliśmy ze spita i drzewa, nieco poniżej zaraz kolejny spit z taśmą, aby lina ominęła krawędź skały.
Następnie zjazd w studnię, po drodze mija się most, o który będzie tarła lina. Tam spit + taśma.
Zjazd fajny, bez dotykania ścian. Słońce pięknie oświetla studnię, więc zrobiłem masę zdjęć.
Poniżej dałem tylko kilka, ale miałem duże problemy z wyborem najładniejszych... :-)
W jaskini jest trochę fajnych nacieków, trochę bocznych przejść, ale najładniejsza jest ta studnia.
Jama na Meji
Słoneczne promienie w studni wlotowej
Słoneczne promienie w studni wlotowej
Marteczka poręczuje
Marteczka poręczuje
Studnia wlotowa - widok z dołu na most (mniej więcej w środku zjazdu)
Studnia wlotowa - widok z dołu na most (mniej więcej w środku zjazdu)
Tam dalej jest ciasny korytarzyk, ze śladami prowadzonej eksploracji
Tam dalej jest ciasny korytarzyk, ze śladami prowadzonej eksploracji
Za tą formacją można swobodnie przejść
Za tą formacją można swobodnie przejść
Początek wychodzenia
Początek wychodzenia
To światełko to Marcia
To światełko to Marcia
Marcia bierze kąpiel słoneczną
Marcia bierze kąpiel słoneczną
Silny niczym Atlas!
Silny niczym Atlas!
Góra
Następna w "cave walk" jest Vranja Jama. Dojście proste, wskazówki w książce ok, sprzęt niepotrzebny.
Wejście jest ogromne - spróbowałem to oddać na zdjęciach łączonych, ale chyba średnio wyszło.
Przy czym uwaga na spadające drzewa: w czasie przebierania / robienia zdjęć, jedno było spadło...
A wejście jest na tyle duże, że zalega tam mała chmurka.
Z sali wejściowej prowadzą w lewo trzy odnogi - każdą warto pójść.
Pierwsza prowadzi do ładnych nacieków, tamże spotkaliśmy też żaby.
Druga prowadzi do drugiego otworu - Mrzlej Jamy.
Trzecia, bardzo błotnista, prowadzi w dół do małego jeziorka, w którym pływało ze sześć proteusów.
Oczywiście wtedy okazało się, że aparat zostawiłem z Martą przy wejściu.
Po powrocie nie było ani jednego zwierzaka (złośliwe bydlaki), ale na szczęście po kilku chwilach niepewności
wypłynęły dwa. Udało się więc strzelić im fotkę.
Następna w "cave walk" jest Vranja Jama. Dojście proste, wskazówki w książce ok, sprzęt niepotrzebny.
Wejście jest ogromne - spróbowałem to oddać na zdjęciach łączonych, ale chyba średnio wyszło.
Przy czym uwaga na spadające drzewa: w czasie przebierania / robienia zdjęć, jedno było spadło...
A wejście jest na tyle duże, że zalega tam mała chmurka.
Z sali wejściowej prowadzą w lewo trzy odnogi - każdą warto pójść.
Pierwsza prowadzi do ładnych nacieków, tamże spotkaliśmy też żaby.
Druga prowadzi do drugiego otworu - Mrzlej Jamy.
Trzecia, bardzo błotnista, prowadzi w dół do małego jeziorka, w którym pływało ze sześć proteusów.
Oczywiście wtedy okazało się, że aparat zostawiłem z Martą przy wejściu.
Po powrocie nie było ani jednego zwierzaka (złośliwe bydlaki), ale na szczęście po kilku chwilach niepewności
wypłynęły dwa. Udało się więc strzelić im fotkę.
Vranja Jama
Chmury w wejściu jaskini
Chmury w wejściu jaskini
Panorama pionowa wejścia - w trakcie robienia zdjęcia z góry spadł spróchniały pień
Panorama pionowa wejścia - w trakcie robienia zdjęcia z góry spadł spróchniały pień
Panorama pozioma wejścia
Panorama pozioma wejścia
Wejście od środka
Wejście od środka
Autochton
Autochton
Widok na salę wejściową z wnętrza jaskini
Widok na salę wejściową z wnętrza jaskini
Drugi otwór - Mrzla Jama
Drugi otwór - Mrzla Jama
Na chwilę wyszliśmy aby się nieco ogrzać
Na chwilę wyszliśmy aby się nieco ogrzać
Proteusiki (wcześniej było ze sześć, ale nie miałem aparatu)
Proteusiki (wcześniej było ze sześć, ale nie miałem aparatu)
Góra
Następny dzień, zgodnie z planem, bez jaskiń. Pojechaliśmy do niedalekiego parku: Rakov Skocjan.
Są tam jaskinie Zelske Jame i Tkalce Jame, do których zwiedzania potrzebne są pontony.
Park bardzo ładny, można zwiedzić wiele otworów Zelskich Jam.
Niestety, w trakcie naszego pobytu stan wody był bardzo niski, więc rzeki, która miała wpływać do Tkalce Jame... nie było.
Z drugiej strony taki stan wody pozwala oczywiście zwiedzać większe partie jaskiń...
Następny dzień, zgodnie z planem, bez jaskiń. Pojechaliśmy do niedalekiego parku: Rakov Skocjan.
Są tam jaskinie Zelske Jame i Tkalce Jame, do których zwiedzania potrzebne są pontony.
Park bardzo ładny, można zwiedzić wiele otworów Zelskich Jam.
Niestety, w trakcie naszego pobytu stan wody był bardzo niski, więc rzeki, która miała wpływać do Tkalce Jame... nie było.
Z drugiej strony taki stan wody pozwala oczywiście zwiedzać większe partie jaskiń...
Rakov Skocjan
Mały Naturalny Most
Mały Naturalny Most
Jedno z wejść do Zelske Jame
Jedno z wejść do Zelske Jame
Jw.
Jw.
Duże dziury, w środku których płynie rzeka
Duże dziury, w środku których płynie rzeka
Mało co nóg nie połamałem biegnąc do zdjęcia
Mało co nóg nie połamałem biegnąc do zdjęcia
Trochę jak dżungla
Trochę jak dżungla
Most z pierwszego zdjęcia, widziany od dołu
Most z pierwszego zdjęcia, widziany od dołu
Duży Naturalny Most
Duży Naturalny Most
Jedno z wejść do Tkalce Jame
Jedno z wejść do Tkalce Jame
Góra
Jaskinię jest łatwo znaleźć, o ile jadąc samochodem nie przegapi się omegi na drzewie.
Oczywiście myśmy przegapili, więc znowu zmarnowaliśmy prawie dwie godziny na szukanie otworu...
który okazał się być może z 10 metrów od drogi. Ale na usprawiedliwienie mamy to, że otwór jest malutki.
Jaskinia jest studnią głęboką na 46 metrów. Poręczowanie z góry proste: z drzewa i skały, ale później nastręczyło nam
nieco kłopotów. Otóż w studni nie ma spitów, tylko punkty naturalne. Pierwszy raz byliśmy w takiej jaskini
(na kursie też takiej nie ma - a może powinna być?) i wymagało to pewnego przestawienia się.
Gdy już zaczailiśmy, że chodzi o punkty naturalne, sprawa stała się o wiele prostsza.
Więc był odciąg ze stalagnatu, przepinka na stalagmicie i podobne historie (w sumie 4 punkty oprócz górnych).
Jednak jaskinia jest o tyle niefajna, że osoba na dole narażona jest na spadające z samej góry kamienie -
jest bardzo dużo luźnych w opadającej salce wejściowej i po drodze. Toteż nawet zakładając przepinki,
zdecydowaliśmy się schodzić i wchodzić pojedynczo.
Na dole jest kilka fajnych nacieków i kilka bocznych korytarzyków plus jeden komin.
W sumie jaskinka fajna, a sama akcja dla nas bardzo przydatna oraz pouczająca (ze względu na te naturalne punkty).
A następnej jaskini, Skednena Jama, już tego dnia nie znaleźliśmy (znowu ten opis!)...
Tego wieczora zostaliśmy zaproszeni na grill urządzany przez Anglików z Mendip Caving Group.
Okazało się, że koledzy tego roku także obchodzą 50-cio lecie klubu! Było bardzo miło,
grillowany czosnek nie przyjął się, za to wódka imbirówka i owszem. Dostaliśmy też zaproszenie
do odwiedzenia zarówno Mendip jak i Pirenejów. Chyba więc w przyszłym roku skoczymy grotołazić do Francji...
Jaskinię jest łatwo znaleźć, o ile jadąc samochodem nie przegapi się omegi na drzewie.
Oczywiście myśmy przegapili, więc znowu zmarnowaliśmy prawie dwie godziny na szukanie otworu...
który okazał się być może z 10 metrów od drogi. Ale na usprawiedliwienie mamy to, że otwór jest malutki.
Jaskinia jest studnią głęboką na 46 metrów. Poręczowanie z góry proste: z drzewa i skały, ale później nastręczyło nam
nieco kłopotów. Otóż w studni nie ma spitów, tylko punkty naturalne. Pierwszy raz byliśmy w takiej jaskini
(na kursie też takiej nie ma - a może powinna być?) i wymagało to pewnego przestawienia się.
Gdy już zaczailiśmy, że chodzi o punkty naturalne, sprawa stała się o wiele prostsza.
Więc był odciąg ze stalagnatu, przepinka na stalagmicie i podobne historie (w sumie 4 punkty oprócz górnych).
Jednak jaskinia jest o tyle niefajna, że osoba na dole narażona jest na spadające z samej góry kamienie -
jest bardzo dużo luźnych w opadającej salce wejściowej i po drodze. Toteż nawet zakładając przepinki,
zdecydowaliśmy się schodzić i wchodzić pojedynczo.
Na dole jest kilka fajnych nacieków i kilka bocznych korytarzyków plus jeden komin.
W sumie jaskinka fajna, a sama akcja dla nas bardzo przydatna oraz pouczająca (ze względu na te naturalne punkty).
A następnej jaskini, Skednena Jama, już tego dnia nie znaleźliśmy (znowu ten opis!)...
Tego wieczora zostaliśmy zaproszeni na grill urządzany przez Anglików z Mendip Caving Group.
Okazało się, że koledzy tego roku także obchodzą 50-cio lecie klubu! Było bardzo miło,
grillowany czosnek nie przyjął się, za to wódka imbirówka i owszem. Dostaliśmy też zaproszenie
do odwiedzenia zarówno Mendip jak i Pirenejów. Chyba więc w przyszłym roku skoczymy grotołazić do Francji...
Brezno v Zavoju
A ku ku!
A ku ku!
Nacieki na dole jaskini są całkiem ładne
Nacieki na dole jaskini są całkiem ładne
W wejściu przez chwilę utknąłem...
W wejściu przez chwilę utknąłem...
Góra
Na chwilę zostawiliśmy "cave walk", a raczej ostatnią jego jaskinię (Skednena).
Mieliśmy ochotę na coś większego, może nie od razu w pionie, ale większego.
Wybór tego dnia padł na Logarcek.
Opis w książce, bardzo dokładny z mapką, sugerował zero problemów ze znalezieniem otworu.
Te się jednak pojawiły, dostaliśmy wszak wcześniej cynk, że należy szukać dziury w okolicach
linii wysokiego napięcia. Znaleźliśmy otwór, niestety bez oznaczenia. W "Cave Guide" opisany jest on
jako dziura 6 metrów na 17??? Raczej jest to 6 na 4, a pewnie nawet nie tyle.
Jaskinia rozpoczyna się 20-metrową studnią wejściową. Na górze kiedyś odbywały się chyba warsztaty z
wbijania spitów. W jednym kamieniu jest ich 4 czy 5, nieco niżej kupa kolejnych.
Do zjazdu użyliśmy dwóch na górze, jednego po drodze + jeden na odciąg.
Ale tutaj kolejny problem: do odciągu nie było spitu, tylko śruba (z nakrętką).
Z jednej plakietki zdjęliśmy więc śrubę, ale na kolejny wypad pewnie warto zabrać ze dwie bez śrub.
Jaskinia jest długa (ponad 2 km), więc mapka na jedną stronę książki i opis na pół drugiej to trochę maławo.
Trochę pozwiedzaliśmy boczne korytarze i kominy w sali wejściowej, aby następnie pójść za metalowymi stopniami i prętami
do przejścia pod kamieniami do dalszych partii jaskini.
W partiach początkowych można zawierzyć strzałkom.
Po stu kilkudziesięciu metrach dochodzi się do drugiego zjazdu (razem na pierwszy i drugi zjazd trzeba mieć liny
odpowiednio 25 i 40 metrów; chociaż 25 na pierwszy jest trochę na styk). Drugi zjazd można zrobić jako zjazd (dwa punkty + odciąg),
albo można zejść lewą stroną i potem wyjść tamtędy na samej małpie. Myśmy zrobili to jako zjazd.
Potem dochodzi się do głównego, dużego korytarza, idącego na południe i na północ. Wybraliśmy dłuższą, północną odnogę,
z zamiarem dojścia do dużej sali mniej więcej po 400 metrach.
Takich gór błota jeszcze nie widzieliśmy! Wysokości do kilkunastu metrów, w dolnych, bardziej mokrych miejscach,
kradnącego kalosze. I tak cały korytarz i cała docelowa sala. No po prostu można zakładać kopalnię tego surowca.
Poza tym jaskinia chyba mało ciekawa (choć korytarz wysoki i szeroki, fajnie się nim spaceruje;
jest tylko jedno miejsce, w którym trzeba się trochę poczołgać).
Na chwilę zostawiliśmy "cave walk", a raczej ostatnią jego jaskinię (Skednena).
Mieliśmy ochotę na coś większego, może nie od razu w pionie, ale większego.
Wybór tego dnia padł na Logarcek.
Opis w książce, bardzo dokładny z mapką, sugerował zero problemów ze znalezieniem otworu.
Te się jednak pojawiły, dostaliśmy wszak wcześniej cynk, że należy szukać dziury w okolicach
linii wysokiego napięcia. Znaleźliśmy otwór, niestety bez oznaczenia. W "Cave Guide" opisany jest on
jako dziura 6 metrów na 17??? Raczej jest to 6 na 4, a pewnie nawet nie tyle.
Jaskinia rozpoczyna się 20-metrową studnią wejściową. Na górze kiedyś odbywały się chyba warsztaty z
wbijania spitów. W jednym kamieniu jest ich 4 czy 5, nieco niżej kupa kolejnych.
Do zjazdu użyliśmy dwóch na górze, jednego po drodze + jeden na odciąg.
Ale tutaj kolejny problem: do odciągu nie było spitu, tylko śruba (z nakrętką).
Z jednej plakietki zdjęliśmy więc śrubę, ale na kolejny wypad pewnie warto zabrać ze dwie bez śrub.
Jaskinia jest długa (ponad 2 km), więc mapka na jedną stronę książki i opis na pół drugiej to trochę maławo.
Trochę pozwiedzaliśmy boczne korytarze i kominy w sali wejściowej, aby następnie pójść za metalowymi stopniami i prętami
do przejścia pod kamieniami do dalszych partii jaskini.
W partiach początkowych można zawierzyć strzałkom.
Po stu kilkudziesięciu metrach dochodzi się do drugiego zjazdu (razem na pierwszy i drugi zjazd trzeba mieć liny
odpowiednio 25 i 40 metrów; chociaż 25 na pierwszy jest trochę na styk). Drugi zjazd można zrobić jako zjazd (dwa punkty + odciąg),
albo można zejść lewą stroną i potem wyjść tamtędy na samej małpie. Myśmy zrobili to jako zjazd.
Potem dochodzi się do głównego, dużego korytarza, idącego na południe i na północ. Wybraliśmy dłuższą, północną odnogę,
z zamiarem dojścia do dużej sali mniej więcej po 400 metrach.
Takich gór błota jeszcze nie widzieliśmy! Wysokości do kilkunastu metrów, w dolnych, bardziej mokrych miejscach,
kradnącego kalosze. I tak cały korytarz i cała docelowa sala. No po prostu można zakładać kopalnię tego surowca.
Poza tym jaskinia chyba mało ciekawa (choć korytarz wysoki i szeroki, fajnie się nim spaceruje;
jest tylko jedno miejsce, w którym trzeba się trochę poczołgać).
Logarcek
Poręczowanie drugiego zjazdu
Poręczowanie drugiego zjazdu
Marcia dosyć szybko zapałała głęboką niechęcią do gór błota
Marcia dosyć szybko zapałała głęboką niechęcią do gór błota
W jednej z sal to już trochę z tym błotem przesadzili
W jednej z sal to już trochę z tym błotem przesadzili
Studnia wlotowa od dołu
Studnia wlotowa od dołu
Góra
Tego samego dnia załapaliśmy się jeszcze na wieczorny wypad do Planinskiej Jamy z grupą kilkunastu Polaków
z imprezy kanioningowo-jaskiniowej. Jaskinię zwiedza się z przewodnikiem i gdyby nie wolne miejsca w grupie,
zapewne nie mielibyśmy okazji na jej odwiedzenie (więc jeszcze raz uwaga: miejsca do jaskiń
typu Planinska czy Krizna warto zabezpieczyć jeszcze przed wyjazdem).
Wycieczka rozpoczyna się przydługim spacerem w jaskini - trzeba dojść do miejsca, z którego można ruszyć pontonami.
Inna rzecz, że jaskinia robi wrażenie - wysoka, długa, no po prostu wielka.
Następnie wsiedliśmy do trzech pontonów i pedałowaliśmy przez kolejne 3 kwadranse.
Woda super klarowna, miejscami dochodzi do 75 metrów głębokości.
Po drodze można dostrzec dziesiątki proteusów (w tej jaskini jest ich najwięcej).
Między innymi jest jedno błotniste miejsce, gdzie było kilkanaście sztuk obok siebie.
Naszym celem okazał się Paradiz - sucha część jaskini z przepięknymi naciekami.
Ponieważ jednak byliśmy w grupie z przewodnikiem, nie było czasu na porządne robienie zdjęć...
W każdym razie jest tam bardzo wiele wspaniałych i różnorodnych nacieków - zdecydowanie polecamy!!!
(Dojście wymaga nieco umiejętności wspinaczkowych, ale każda w miarę sprawna osoba, powinna sobie poradzić.)
Tego samego dnia załapaliśmy się jeszcze na wieczorny wypad do Planinskiej Jamy z grupą kilkunastu Polaków
z imprezy kanioningowo-jaskiniowej. Jaskinię zwiedza się z przewodnikiem i gdyby nie wolne miejsca w grupie,
zapewne nie mielibyśmy okazji na jej odwiedzenie (więc jeszcze raz uwaga: miejsca do jaskiń
typu Planinska czy Krizna warto zabezpieczyć jeszcze przed wyjazdem).
Wycieczka rozpoczyna się przydługim spacerem w jaskini - trzeba dojść do miejsca, z którego można ruszyć pontonami.
Inna rzecz, że jaskinia robi wrażenie - wysoka, długa, no po prostu wielka.
Następnie wsiedliśmy do trzech pontonów i pedałowaliśmy przez kolejne 3 kwadranse.
Woda super klarowna, miejscami dochodzi do 75 metrów głębokości.
Po drodze można dostrzec dziesiątki proteusów (w tej jaskini jest ich najwięcej).
Między innymi jest jedno błotniste miejsce, gdzie było kilkanaście sztuk obok siebie.
Naszym celem okazał się Paradiz - sucha część jaskini z przepięknymi naciekami.
Ponieważ jednak byliśmy w grupie z przewodnikiem, nie było czasu na porządne robienie zdjęć...
W każdym razie jest tam bardzo wiele wspaniałych i różnorodnych nacieków - zdecydowanie polecamy!!!
(Dojście wymaga nieco umiejętności wspinaczkowych, ale każda w miarę sprawna osoba, powinna sobie poradzić.)
Planinska Jama
Z grupą Polaków zabraliśmy się do Planinska Jama
Z grupą Polaków zabraliśmy się do Planinska Jama
Cel: Paradiz na końcu jednej z odnóg jaskini
Cel: Paradiz na końcu jednej z odnóg jaskini
Duch
Duch
Boczek
Boczek
Aby się tam dostać, trzeba chwilę płynąć na pontonach
Aby się tam dostać, trzeba chwilę płynąć na pontonach
Przewodnik przeprowadza jeden z pontonów przez płytszy kawałek
Przewodnik przeprowadza jeden z pontonów przez płytszy kawałek
Świetliki
Świetliki
Cała masa proteusów mieszka w wodach jaskini; i nie są wcale takie małe
Cała masa proteusów mieszka w wodach jaskini; i nie są wcale takie małe
Góra
Przyszedł czas na kolejny dzień odpoczynku od jaskiń - zdecydowaliśmy się na wycieczkę na północny-zachód
kraju do Triglawskiego Parku Narodowego. Zdjęć i wrażeń pewnie byłoby więcej, gdyby nie to,
że w środku dnia pogoda totalnie zchrzaniła się...
Zdążyliśmy obejrzeć wodospad Boca, zajrzeć do centrum turystyczno-sportowego - miasta Bovec,
a już w deszczu i mgłach: wykute przez rzekę Soca w skale kaniony i 47 serpentyn
prowadzących z poziomu 800 metrów na przełęcz na wysokości 1600 metrów i z powrotem na poziom 800 metrów.
Widoki zapewne na ogół wspaniałe, ale myśmy mogli podziwiać tylko mgłę...
Przyszedł czas na kolejny dzień odpoczynku od jaskiń - zdecydowaliśmy się na wycieczkę na północny-zachód
kraju do Triglawskiego Parku Narodowego. Zdjęć i wrażeń pewnie byłoby więcej, gdyby nie to,
że w środku dnia pogoda totalnie zchrzaniła się...
Zdążyliśmy obejrzeć wodospad Boca, zajrzeć do centrum turystyczno-sportowego - miasta Bovec,
a już w deszczu i mgłach: wykute przez rzekę Soca w skale kaniony i 47 serpentyn
prowadzących z poziomu 800 metrów na przełęcz na wysokości 1600 metrów i z powrotem na poziom 800 metrów.
Widoki zapewne na ogół wspaniałe, ale myśmy mogli podziwiać tylko mgłę...
Wycieczka do Triglawskiego Parku Narodowego
Wodospad Boca
Wodospad Boca
Zupełnie przezroczysta woda
Zupełnie przezroczysta woda
Aż się chciało do niej skoczyć (zawał murowany)
Aż się chciało do niej skoczyć (zawał murowany)
Góra
No dobra, z powrotem do jaskiń, czas skończyć "cave walk" - trzeba znaleźć jaskinię Skednena.
Znowu: opis w książce gorzej niż bezużyteczny (chyba nic się nie zgadzało).
Gdyby nie napotkana pomoc, pewnie byśmy jeszcze dłużej szukali...
Trzeba więc po wyjściu z Vranja Jama iść dalej za trójkątami (które można znaleźć przy ścianie na lewo od szlaku
wiodącego w dół do otworu). Zignorować normalne oznaczenie szlaku (kółka) i cierpliwie iść za trójkątami.
Szlak omija dół, w którym jest Vranja, idzie przez chwilę do góry a następnie przez kilkaset metrów w dół.
Tam skręca w prawo (w lewo idzie ścieżka nieoznaczona) i zaraz potem, na lewo od ścieżki jest dół,
w którym znajduje się południowy otwór jaskini (jeżeli pójdzie się dalej za trójkątami, dojdzie się do otworu północnego).
Jaskinię można zwiedzić bez przebierania się w kombinezon, choć ten może się przydać do wejścia
do trzech niewielkich bocznych korytarzy. Nie ma w niej prawie nacieków, ale korytarz jest wysoki, szeroki i przyjemny.
Przy wejściu południowym jest malowniczy komin ładnie oświetlający ściany i dno, wyjście północne
wyprowadza do zalesionego leja słusznych rozmiarów. Zatem totalny relaks.
No dobra, z powrotem do jaskiń, czas skończyć "cave walk" - trzeba znaleźć jaskinię Skednena.
Znowu: opis w książce gorzej niż bezużyteczny (chyba nic się nie zgadzało).
Gdyby nie napotkana pomoc, pewnie byśmy jeszcze dłużej szukali...
Trzeba więc po wyjściu z Vranja Jama iść dalej za trójkątami (które można znaleźć przy ścianie na lewo od szlaku
wiodącego w dół do otworu). Zignorować normalne oznaczenie szlaku (kółka) i cierpliwie iść za trójkątami.
Szlak omija dół, w którym jest Vranja, idzie przez chwilę do góry a następnie przez kilkaset metrów w dół.
Tam skręca w prawo (w lewo idzie ścieżka nieoznaczona) i zaraz potem, na lewo od ścieżki jest dół,
w którym znajduje się południowy otwór jaskini (jeżeli pójdzie się dalej za trójkątami, dojdzie się do otworu północnego).
Jaskinię można zwiedzić bez przebierania się w kombinezon, choć ten może się przydać do wejścia
do trzech niewielkich bocznych korytarzy. Nie ma w niej prawie nacieków, ale korytarz jest wysoki, szeroki i przyjemny.
Przy wejściu południowym jest malowniczy komin ładnie oświetlający ściany i dno, wyjście północne
wyprowadza do zalesionego leja słusznych rozmiarów. Zatem totalny relaks.
Skednena Jama
Nareszcie znaleźliśmy - z pomocą
Nareszcie znaleźliśmy - z pomocą
Tak oznaczone są niektóre jaskinie, inne wymalowanymi numerami, a wszystkie pozostałe nijak
Tak oznaczone są niektóre jaskinie, inne wymalowanymi numerami, a wszystkie pozostałe nijak
Wejście i komin obok
Wejście i komin obok
Niedaleko drugiego wyjścia powietrze było pełne pary
Niedaleko drugiego wyjścia powietrze było pełne pary
Marcia się trochę wygłupia
Marcia się trochę wygłupia
Tunel z poprzedniego zdjęcia; za Marcią - światło dzienne
Tunel z poprzedniego zdjęcia; za Marcią - światło dzienne
Wyjście
Wyjście
To samo wyjście
To samo wyjście
Góra
Ponieważ Skednena okazała się zupełnie trywialna, skoczyliśmy jeszcze tego samego dnia do Mackovicy.
I to jest jaskinia, której nie należy ominąć!
Wyjątkowo dojście jest proste i zgodne z opisem książkowym. Zwiedziliśmy Mala i Velika Dvorana,
nie wchodząc do Blatini Rov (jakoś błota mieliśmy dosyć po Logarcek), toteż liny były niepotrzebne.
Mala Dvorana ma kilka ładnych nacieków, natomiast Velika Dvorana jest ich pełna. Najciekawsze, IMHO,
jest wielkie i stare gruzowisko, które zostało zalane naciekami - wiele ciekawych i ładnych form.
Poza tym dużo stalaktytów, kolumn, kalcytospadów oraz kamienny, rozlany na spągu, mózg... :-)
Ponieważ Skednena okazała się zupełnie trywialna, skoczyliśmy jeszcze tego samego dnia do Mackovicy.
I to jest jaskinia, której nie należy ominąć!
Wyjątkowo dojście jest proste i zgodne z opisem książkowym. Zwiedziliśmy Mala i Velika Dvorana,
nie wchodząc do Blatini Rov (jakoś błota mieliśmy dosyć po Logarcek), toteż liny były niepotrzebne.
Mala Dvorana ma kilka ładnych nacieków, natomiast Velika Dvorana jest ich pełna. Najciekawsze, IMHO,
jest wielkie i stare gruzowisko, które zostało zalane naciekami - wiele ciekawych i ładnych form.
Poza tym dużo stalaktytów, kolumn, kalcytospadów oraz kamienny, rozlany na spągu, mózg... :-)
Mackovica
W tej jaskini postanowiłem porobić trochę zdjęć nacieków - a jest z czego wybierać!
W tej jaskini postanowiłem porobić trochę zdjęć nacieków - a jest z czego wybierać!
Mózg
Mózg
Góra
Poprzedniego dnia, szukając jaskini Skednena, napotkaliśmy w lesie
na serię otworów tuż obok siebie o głębokości mniej więcej metra.
Mając w pamięci to, że niedaleko Jamy Na Meji odkryto kilka dni temu nową jaskinię,
zapałałem chęcią spróbowania eksploracji. Zakupiliśmy więc trochę sprzętu i tego dnia
ruszyliśmy kopać (tzn. ja kopałem, Marcia trochę pomagała wyrzucając worki ziemi; później zaczęła się coraz bardziej nudzić...).
Co tu dużo pisać: po wykopaniu mniej więcej 2-metrowego korytarza w 5 godzin zrezygnowałem...
Skały zaczęły się zawężać i przestało to wyglądać na prawdopodobne miejsce na dziurę.
Mimo niepowodzenia, sprawa chyba mi się spodobała i na pewno spróbuję jeszcze z kilka razy! :-)
Poprzedniego dnia, szukając jaskini Skednena, napotkaliśmy w lesie
na serię otworów tuż obok siebie o głębokości mniej więcej metra.
Mając w pamięci to, że niedaleko Jamy Na Meji odkryto kilka dni temu nową jaskinię,
zapałałem chęcią spróbowania eksploracji. Zakupiliśmy więc trochę sprzętu i tego dnia
ruszyliśmy kopać (tzn. ja kopałem, Marcia trochę pomagała wyrzucając worki ziemi; później zaczęła się coraz bardziej nudzić...).
Co tu dużo pisać: po wykopaniu mniej więcej 2-metrowego korytarza w 5 godzin zrezygnowałem...
Skały zaczęły się zawężać i przestało to wyglądać na prawdopodobne miejsce na dziurę.
Mimo niepowodzenia, sprawa chyba mi się spodobała i na pewno spróbuję jeszcze z kilka razy! :-)
Próba eksploracji
Marcia wypatrzyła w ściółce kilka dziurek
Marcia wypatrzyła w ściółce kilka dziurek
Po pięciu godzinach kopania - koniec...
Po pięciu godzinach kopania - koniec...
Moje narzędzia
Moje narzędzia
Zachód z górki nad Speleocampem
Zachód z górki nad Speleocampem
Z tej samej górki na wschód i Planinsko Polje
Z tej samej górki na wschód i Planinsko Polje
Góra
Następnego dnia wybraliśmy jaskinię Gradisnica. Plan wyglądał prosto, jakoś średnio docierały do nas
liczby napisane przy osi pionowej. Wiedzieliśmy, że jaskinia duża i głęboka, ale na miejscu okazała się
po prostu REWELACYJNA!
Jest sobie las, nagle pojawia się studnia - jakieś 30 metrów średnicy. I 70 metrów w dół.
Marcia zjeżdżała pierwsza i mimo, że już była zupełnie malutka, to wisiała jeszcze kilkanaście metrów nad dnem.
Inna rzecz, że dno, które z góry wydawało się w miarę poziome, miało nachylenie jakieś 35-40 stopni...
Jest to jedna z jaskiń, które są nieco lepiej obite - stałe, nowe kotwy. Zjazd studnią miał w sumie 3 przepinki,
ale trzeba było założyć tylko jedną plakietkę (z której odcinek był najdłuższy). Już w jaskini pomyśleliśmy,
że ponieważ sama studnia jest atrakcją turystyczną, warto pod krawędzią studni założyć zjazd z dwóch punktów.
Wtedy nawet jakby ktoś ukradł dwa górne karabinki, zostają dwa punkty na główny odcinek...
Następnie schodzi się stromą pochylnią do następnego, 40 metrowego zjazdu. W "Cave Guide" opisany jest on,
jako mający wiele punktów tarcia, ale są nowe kotwy i spity, więc po założeniu trzech przepinek
nic nigdzie nie tarło. Zjazd kończy się na kolejnej pochylni w ogromnej sali (ca 150 metrów długości, 50 metrów
wysokości i tyleż szerokości). Echo niesamowite. Niestety dno składa się przede wszystkim z błota.
Zwiedziliśmy więc tylko część sali, schodząc koniec końców na głębokość ok. 185 metrów. Co ciekawe,
nadal było tu widoczne (choć ledwo) światło dzienne.
Wyjście poszło nam w miarę sprawnie, trochę jednak nieprzyjemne ze względu na temperaturę -
jakieś 20 coś stopni przez większą część 80-metrowego odcinka. Ale jaskinia bardzo nam się podobała.
Następnego dnia wybraliśmy jaskinię Gradisnica. Plan wyglądał prosto, jakoś średnio docierały do nas
liczby napisane przy osi pionowej. Wiedzieliśmy, że jaskinia duża i głęboka, ale na miejscu okazała się
po prostu REWELACYJNA!
Jest sobie las, nagle pojawia się studnia - jakieś 30 metrów średnicy. I 70 metrów w dół.
Marcia zjeżdżała pierwsza i mimo, że już była zupełnie malutka, to wisiała jeszcze kilkanaście metrów nad dnem.
Inna rzecz, że dno, które z góry wydawało się w miarę poziome, miało nachylenie jakieś 35-40 stopni...
Jest to jedna z jaskiń, które są nieco lepiej obite - stałe, nowe kotwy. Zjazd studnią miał w sumie 3 przepinki,
ale trzeba było założyć tylko jedną plakietkę (z której odcinek był najdłuższy). Już w jaskini pomyśleliśmy,
że ponieważ sama studnia jest atrakcją turystyczną, warto pod krawędzią studni założyć zjazd z dwóch punktów.
Wtedy nawet jakby ktoś ukradł dwa górne karabinki, zostają dwa punkty na główny odcinek...
Następnie schodzi się stromą pochylnią do następnego, 40 metrowego zjazdu. W "Cave Guide" opisany jest on,
jako mający wiele punktów tarcia, ale są nowe kotwy i spity, więc po założeniu trzech przepinek
nic nigdzie nie tarło. Zjazd kończy się na kolejnej pochylni w ogromnej sali (ca 150 metrów długości, 50 metrów
wysokości i tyleż szerokości). Echo niesamowite. Niestety dno składa się przede wszystkim z błota.
Zwiedziliśmy więc tylko część sali, schodząc koniec końców na głębokość ok. 185 metrów. Co ciekawe,
nadal było tu widoczne (choć ledwo) światło dzienne.
Wyjście poszło nam w miarę sprawnie, trochę jednak nieprzyjemne ze względu na temperaturę -
jakieś 20 coś stopni przez większą część 80-metrowego odcinka. Ale jaskinia bardzo nam się podobała.
Gradisnica
Błotne zamki w błotnej sali głównej
Błotne zamki w błotnej sali głównej
Czekamy, aż koledzy z Niemiec wyjdą przed nami
Czekamy, aż koledzy z Niemiec wyjdą przed nami
Otwór i most
Otwór i most
Widok w dół, w kierunku drugiego zjazdu
Widok w dół, w kierunku drugiego zjazdu
Zbliżenie na most
Zbliżenie na most
Marcia zaczęła wychodzenie
Marcia zaczęła wychodzenie
To jest 70 metrów w dół; dno opada o jakieś 15 metrów z lewej na prawo
To jest 70 metrów w dół; dno opada o jakieś 15 metrów z lewej na prawo
Szerszenie w Speleocampie
Szerszenie w Speleocampie
Góra
Następnego dnia zdecydowaliśmy się odwiedzić morze chorwackie. Jedzie się niewiele dłużej niż do Koper,
ale wybrzeże jest skaliste przez co woda pozostaje niezmącona. Bardzo przyjemny wypad ze snorklowaniem,
byczeniem się w słońcu, byczeniem się na pontonie i niezłym jedzonkiem.
W takich momentach człowiek zaczyna się zastanawiać, po cholerę pcha się w te dziury zamiast tak posiedzieć
z zimnym piwkiem nad morzem...
Następnego dnia zdecydowaliśmy się odwiedzić morze chorwackie. Jedzie się niewiele dłużej niż do Koper,
ale wybrzeże jest skaliste przez co woda pozostaje niezmącona. Bardzo przyjemny wypad ze snorklowaniem,
byczeniem się w słońcu, byczeniem się na pontonie i niezłym jedzonkiem.
W takich momentach człowiek zaczyna się zastanawiać, po cholerę pcha się w te dziury zamiast tak posiedzieć
z zimnym piwkiem nad morzem...
Skok na Chorwację
I znowu do ciepłego i czystego morza!
I znowu do ciepłego i czystego morza!
Płetwy robiły za wiosła; ale było to doskonałe miejsce widokowe (na plażę)
Płetwy robiły za wiosła; ale było to doskonałe miejsce widokowe (na plażę)
Jestem fanem filmu "Piąty element", toteż musiałem zrobić to zdjęcie
Jestem fanem filmu "Piąty element", toteż musiałem zrobić to zdjęcie
Góra
Na koniec zostawiliśmy sobie długą na 5 km Najdenę. Zamierzaliśmy przejść jeden z ciągów w kierunku północnym.
Jaskinia jest bardzo podobna do Logarceka i szczerze mówiąc, wystarczy zwiedzić jedną z nich.
Wejście jest 3-metrowym kominem. Przewodnik poleca linę do asekuracji, ale nie ma najmniejszej potrzeby.
Nawet jak na mnie zapieraczka była zupełnie prosta. Schodzi się do małej salki, w której
można zamocować linę wokół kolumn do asekuracji przy podejściu do zjazdu. Tutaj znowu "Cave Guide"
okazał się nieco przestarzały: ostrzega przed tarciem liny, zaleca zaopatrzenie się w jakieś ochraniacze.
Są jednak nowe kotwy i razem z przepinką ze stalagmitu nic nie trze.
Następnie są obszerne korytarze, większe i mniejsze sale, jedno czołganko w błocie, góry błota -
po prostu drugi Logarcek. Z nowych rzeczy znaleźliśmy tylko ładnie myte skały w kształt wytłoczki do jajek (vide zdjęcie).
Poza tym, w zasadzie w miarę nudno. Inna rzecz, że w końcu (na szczęście ostatniego dnia) zaczęliśmy mieć już
trochę dosyć jaskiń. Zatem po dojściu do syfonu szybko wróciliśmy i wyszliśmy, po to tylko, żeby znaleźć samochód
z wybitymi szybami i rozwalonymi zamkami... W Speleocampie poratowali nas nowi przybysze z Niemiec zaopatrując nas w folię,
która miała imitować szyby przez ponad 1000 km powrotu do Polski. Nic przez nie nie widziałem, więc Marcia
robiła za lusterko wsteczne. :-) No, ale jakoś dojechaliśmy, a sam wyjazd był po prostu fantastyczny.
Na koniec zostawiliśmy sobie długą na 5 km Najdenę. Zamierzaliśmy przejść jeden z ciągów w kierunku północnym.
Jaskinia jest bardzo podobna do Logarceka i szczerze mówiąc, wystarczy zwiedzić jedną z nich.
Wejście jest 3-metrowym kominem. Przewodnik poleca linę do asekuracji, ale nie ma najmniejszej potrzeby.
Nawet jak na mnie zapieraczka była zupełnie prosta. Schodzi się do małej salki, w której
można zamocować linę wokół kolumn do asekuracji przy podejściu do zjazdu. Tutaj znowu "Cave Guide"
okazał się nieco przestarzały: ostrzega przed tarciem liny, zaleca zaopatrzenie się w jakieś ochraniacze.
Są jednak nowe kotwy i razem z przepinką ze stalagmitu nic nie trze.
Następnie są obszerne korytarze, większe i mniejsze sale, jedno czołganko w błocie, góry błota -
po prostu drugi Logarcek. Z nowych rzeczy znaleźliśmy tylko ładnie myte skały w kształt wytłoczki do jajek (vide zdjęcie).
Poza tym, w zasadzie w miarę nudno. Inna rzecz, że w końcu (na szczęście ostatniego dnia) zaczęliśmy mieć już
trochę dosyć jaskiń. Zatem po dojściu do syfonu szybko wróciliśmy i wyszliśmy, po to tylko, żeby znaleźć samochód
z wybitymi szybami i rozwalonymi zamkami... W Speleocampie poratowali nas nowi przybysze z Niemiec zaopatrując nas w folię,
która miała imitować szyby przez ponad 1000 km powrotu do Polski. Nic przez nie nie widziałem, więc Marcia
robiła za lusterko wsteczne. :-) No, ale jakoś dojechaliśmy, a sam wyjazd był po prostu fantastyczny.
Najdena Jama
W sumie okazało się, że lina tu jest zupełnie zbędna
W sumie okazało się, że lina tu jest zupełnie zbędna
Wytłoczka na jajka - skała ma kilka, kilkanaście centymetrów grubości
Wytłoczka na jajka - skała ma kilka, kilkanaście centymetrów grubości
Wszystko znowu kompletnie zabłocone - już starczy
Wszystko znowu kompletnie zabłocone - już starczy
Góra
|