Nasze pierwsze nurki w UK, z klubem z Newbury (
Newbury Sub-Aqua Club).
Pojechaliśmy na jeden dzień do West Bay (Dorset), nieco ponad 2 godziny z Newbury.
Nurki, niestety, muszą być dopasowane do pływów (które w Anglii potrafią być niemałe),
więc musieliśmy być na miejscu o 8:30 rano...
Wykonaliśmy dwa nurki:
- Wrak Baygitano - na ok. 20 metrów
- Rafa East Tenants - na ok. 24 metry
Jako że był to nasz pierwszy wyjazd na wody UK, ludzie z NSAC zaproponowali, abyśmy nurkowali z ich instruktorami.
W sumie niezły pomysł - nie znamy pływów, mogliśmy się skoncentrować na własnych nurkach
i nie musieliśmy się zbyt przejmować drugą osobą (a przynajmniej tak się wydawało)...
Zatem ja nurkowałem z Gordonem, a Marcia z Philem.
Na naszej łódce były jeszcze dwie pary; no i była jeszcze druga łódka, także z czterema parami
(obie łódki - RIBy - należą do NSAC, co znakomicie ułatwia organizowanie wyjazdów).
Najpierw nurkowały dwie pary, trzecia nieco później; po wyjściu pierwszej pary z wody, nurkowała ostatnia para.
Zatem, w każdej chwili, na powierzchni były co najmniej 4 osoby i dwie łódki (jakby co).
Morze było bardzo spokojne, pogoda bezwietrzna i słoneczna.
Mimo to, i mimo pianki 2x7 mm (z docieplaczem), nie było znów tak super ciepło...
Na miejsce dopłynęliśmy w miarę szybko i bez problemów.
Z nurkami musieliśmy jednak chwilę zaczekać, aż wcześniejsza łódka (z innego klubu) zrzuci swoich ludzi;
pod wodę zeszliśmy na ich bojce.
Woda miała jakieś 12,5 stopnia - więc tropiki to to nie były;
w piankach jednak bez problemów można było wytrzymać 3 kwadranse (woda miała podobną temperaturę na całej głębokości).
Inna rzecz, że przerwa powierzchniowa już była nieco mniej przyjemna - na szczęście było i słońce, i w miarę ciepło.
Widoczność pod wodą też była niezła: do 6-8 m; choć pełno planktonu (takie fajne przecinki) na pierwszych kilku metrach.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z pierwszego nurka; ze zdjęć z drugiego wyszła wielka kupa.
Obudowa z aparatem leżały na słońcu (mea culpa), więc pod wodą wszystko dokładnie zaparowało
(a było tam całkiem ciekawie - ukwiały, korale, kraby, ryby...). Ech...
Pierwszy nurek był na "wraku" - tzn. leżały tam różne metalowe sprzęty,
ale żeby od razu wciskać kit, że to jakiś statek... :-)
Anyway, było kilka ławic dorszy, trochę rybek blenny, ukwiały, rozgwiazdy, robaki, kraby;
najfajniejszą rybą był conger eel (taki niebiesko-fioletowy węgorz słusznych rozmiarów),
lecz niestety chował się w rurach i zdjęcia nie dało się zrobić.
W każdym razie nurek bardzo przyjemny, relaksacyjny, ciekawy... no po prostu fajny.
Drugi dive site był raptem 2 mile od portu (pierwszy nieco dalej).
W miarę szybko się zebraliśmy i byliśmy już pod wodą (było nawet cieplej niż za pierwszym razem - było już po południu).
Ponieważ był to nurek w prądzie, w UK pływa się w takich sytuacjach z bojką puszczaną na samym początku,
zaraz po osiągnięciu dna (co by łódka, i inne łódki, wiedziała, gdzie dokładnie są ludzie).
Jednak skoro miałem robić zdjęcia, Gordon zdecydował, że wystrzelimy bojkę po ok. 15 minutach.
Chodziło o to, że bojka niosłaby nas zbyt szybko i nie mógłbym porobić zdjęć.
A rafa (może raczej ściana) zaczynała się całkiem ciekawie -
znowu kraby, jednak znacznie więcej białych i żółtych ukwiałów (całe ściany były nimi pokryte)...
No cóż, jak już pisałem, obudowa aparatu zaparowała,
więc zdecydowaliśmy strzelić bojkę i na luzie pooglądać rafę (w dryfcie przy ściance).
No i... Gordon najpierw napełnił rękaw, ale wtedy to to się zaplątało.
I zamiast odciąć bojkę, próbował szpulkę rozsupłać, a wtedy zaplątał się sam (kawałkiem skrzydła).
I wystrzelił w górę (z ok. 20 metrów, po ok. 13 minutach nurka).
Muszę powiedzieć, że znikający w zielonej poświacie instruktor nie należał do najzabawniejszych widoków...
W pierwszej chwili starałem się uspokoić i wymyślić, co robić.
Zdecydowałem, że skoro na górze są dwie łódki, to Gordonem się zaopiekują,
a ja muszę się wynurzyć normalnie, zachowując spokojną prędkość wynurzenia i wykonując normalny safety stop.
Ale z tym spokojem to nie było tak prosto...
Starczy powiedzieć, że w ciągu 10 minut wynurzania zużyłem ponad 100 atmosfer!
Nie mogłem jakoś opanować oddechu - dobrze, że nie było problemów z automatem.
Jeszcze na początku zobaczyłem Marcię z Philem, ze trzy metry pod sobą.
W pierwszym odruchu chciałem do nich podpłynąć i spróbować wyjaśnić sytuację.
Jednak doszedłem do wniosku że, po pierwsze primo: nie będę im w stanie wytłumaczyć, co się stało.
A po drugie primo: przerwę im nurka, w sumie bezpotrzebnie.
No dobra, to do góry; wyszedłem na ok. 10 metrów.
Tam chciałem wypuścić bojkę, ale miałem trochę pietra (jeszcze sam bym się zaplątał)
i trzęsące się mocno ręce. Głupie, ale tak było...
Na szczęście udało się wypuścić bojkę bez problemów.
Następnie stop na 5 metrach, niby 3 minuty... Ze zdenerwowania wytrzymałem 2 i pół.
Musiałem wyjść i zobaczyć, czy moje myślenie o całej sprawie było ok
(nie wiem, co bym zrobił, gdybym wątpił w to, że któraś z łódek sprawnie zajmie się Gordonem).
W końcu się wynurzyłem; byłem przy bojce, ale nasze łódki mnie nie widzą (były dosyć daleko).
Nie chciałem machać, co by nie myśleli, że jakiś wielki problem jest.
No, ale w końcu mnie zauważyli i już po kilku minutach byłem na pokładzie. Ale się trząsłem!
Rzecz jasna, pierwsze pytanie było o samopoczucie Gordona - czuł się dobrze, właśnie zażywał tlenu.
Ale ponoć, gdy wyszedł, klął tak, że dziewczynom uszy więdły; i to w dwóch językach (angielskim i walijskim)!
Trochę żałuję, że tego nie słyszałem! :-)
W każdym razie ja tego nurka skończyłem po dwudziestu trzech minutach; Gordon po trzynastu.
Marcia była pod wodą prawie 40 i bardzo jej się podobało...
Najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło.
No i niezła lekcja na przyszłe nurki!