Po kilku wypadach nurkowych nad jeziora polskie
i austriackie
przyszedł czas na spróbowanie nurkowania w naszym morzu.
Już wcześniej słyszałem (podczas bardzo średnio udanego rejsu w 2004),
że wbrew pozorom, woda w Bałtyku wcale nie jest taka zła.
I w sumie jest nawet do czego nurkować - raf koralowych, co prawda, nie mamy,
ale za to wraków jest mrowie a mrowie.
No i właśnie w tym celu udaliśmy się na Hel do Helu :-)
Podróż z Wawy była całkiem znośna oprócz beznadziejnych korków w Trójmieście
(przed wjazdem na obwodnicę od strony Elbląga), jak i przed Rumią...
Zakwaterowanie mieliśmy w samym mieście.
Na nurki startowaliśmy z portu (można wjechać na teren portu, postój - 5 zyla).
W sumie przez łikend zrobiliśmy 4 nurki - 2 w sobotę i 2 w niedzielę.
Na wszystkie płynęliśmy kilkanaście minut szybką łodzią.
Pogoda w miarę znośna - w sobotę lekki deszcz, temperatura powietrza w okolicach 9 stopni.
Natomiast temperatura wody była całkiem przyjemna - ok. 14 stopni na całej głębokości (do 40 metrów).
Pod tym względem pływało się bardzo fajnie.
Na pierwszy nurek udaliśmy się na Wicher; chciałem już napisać "wrak",
ale to co z niego zostało, to bardzo niewiele, niestety...
Nurek był całkiem fajny, ale nie ze względu na wrak, a ze względu na różne zwierzęta,
jakie mieliśmy okazję pooglądać.
Górne części resztek wraku zaczynają sie już na 5 metrach. Większość oglądaliśmy na ok. 10 metrach,
schodząc maksymalnie do 20 metrów; wtedy jednak już oddaliśmy się od tego złomu -
chcieliśmy sprawdzić, czy jest coś innego a ciekawego w okolicy.
No więc były: meduzy (na różnych głębokościach), babki(?), krewetka(!),
flądry (kilka nawet sporych, kilkanaście bardzo malutkich), diabeł morski
i takie coś cienkiego i pionowego, co to nie wiem, jak się nazywa...
Jak wspomniałem, na miejsce nurkowe byliśmy wożeni szybką łodzią-pontonem.
Niestety, powrót z pierwszego nurkowania przeżyłem ledwo co -
choroby morskiej nie miewam, chyba że... na mocnym kacu... :-)
Na następny nurek udaliśmy się do trałowca - na 40 metrów.
No... znacznie większy statek, choć widoczność i mrok nie pozwalały w pełni docenić wraku.
Ale przynajmniej to był wrak, a nie jakieś pozginane resztki...
Było to też moje i Jarka głębokie nurkowanie w ramach kursu Deep Divera.
Wieczorem, przy omówieniu nurka dostaliśmy niezły opieprz! :-)
Jezusowi chyba nic się nie podobało, cośmy tam wyczyniali.
Ale prawda też taka, że przy średniej widoczności osobę traciło się z widoku w kilka chwil.
No więc np. pod wodę schodziłem za wolno (schodziliśmy przy linie od razu na pełną głębokość);
udało mi się zgubić, gdy zamiast płynąć z moją grupą niechcący wmieszałem się w drugą grupę
(na szczęśćie chłopaki mnie znaleźli, bo już powoli myślałem, że będę musiał się wynurzyć);
potem jeszcze zagapiłem się na komputer, bo pisał coś do mnie, czego za bardzo nie rozumiałem
(okazało się, że przekroczyliśmy czas bezdekompresyjny), a chłopaki czekali na mnie z wynurzeniem...
Ale w każdym razie, i może dzięki temu, sporo się tego dnia nauczyliśmy!
Niestety, ze względu na to, że był to nurek i głęboki, i szkoleniowy, i w nienajlepszych warunkach,
nie miałem okazji do robienia zdjęć...
A wieczorem, oczywiście impreza. Choć po tym, jak się czułem na morzu na kacu,
jakoś nie miałem ochoty na większe picie. Co też te nurki robią z człowieka...
Następny dzień zaczęliśmy od kanonierki.
Ta już leży jakby za półwyspem, tzn. jest już znacznie bardziej narażona na prądy przychodzące z pełnego morza.
Toteż nurkowanie było nieco trudniejsze - w lekkim nurcie, albo wpychającym na wrak, albo na kolegów.
Tym razem zeszliśmy na 33 metry, więc znowu przy braku światła i słabej widoczności (do kilku metrów)
nie było czemu i jak robić zdjęć.
Sama kanonierka... jakoś taka za bardzo zniszczona.
W większości składa się z poskręcanych blach i prętów, tylko dziób wygląda na część statku.
Oprócz więc doświadczenia pływania w prądzie, nurkowanie było średnie...
I ostatni nurek - do niedawno zatopionej Bryzy.
Ta już była płycej (max. 23 metry), ale nie na tyle, aby wyszły zdjęcia bez lampy.
Natomiast sam statek całkiem zacny, choć jeszcze nowy (prawie w ogóle niczym nie obrośnięty).
No i został zatopiony w całości, choć wypruty z wszelkich ciekawszych bebechów.
Mi się nurek podobał, choć druga grupa wyszła totalnie zniesmaczona.
Porównywali to nurkowanie do nurkowania do zatopionego trabanta...
Ale fajne było oglądanie "wraku", który przypomina jednak statek.
Pod czujnym okiem instruktora wpłynęliśmy też do dwóch pomieszczeń statku.
O ile w środku nic ciekawego nie ma, to dla mało doświadczonego nurka
samo wpłynięcie do nawet pustych, jednak zamkniętych pomieszczeń, jest arcyciekawe.
No i dostarczyło trochę adrenaliny - spodziewałem się w środku wody totalnie spokojnej.
Toteż trochę się zdenerwowałem, gdy schodząc w dół przez jakąś dziurę zaczął prąd spychać mnie na ścianę.
Wtedy coś się zaczepiło, straciłem z oczu kolegów - no, ciśnienie trochę skoczyło.
Jednak pamiętając, że przede wszystkim trzeba zachować spokój i opanowanie, a i powietrza jest w bród,
strach szybko minął i można było na luzaka dalej wrak eksplorować.
All in all, bardzo ciekawy i pouczający łikend,
choć może poszukałbym innych wraków (w sensie prawdziwych statków, a nie złomowisk).
I chyba też lepiej byłoby pływać w południe bezchmurnego letniego dnia -
może wtedy wizura by się troche poprawiła (i może zdjęcia byłyby lepsze).
No i ta widoczność - jednak kilka metrów to czasami trochę za mało...
Po kilku wypadach nurkowych nad jeziora polskie
i austriackie
przyszedł czas na spróbowanie nurkowania w naszym morzu.
Już wcześniej słyszałem (podczas bardzo średnio udanego rejsu w 2004),
że wbrew pozorom, woda w Bałtyku wcale nie jest taka zła.
I w sumie jest nawet do czego nurkować - raf koralowych, co prawda, nie mamy,
ale za to wraków jest mrowie a mrowie.
No i właśnie w tym celu udaliśmy się na Hel do Helu :-)
Podróż z Wawy była całkiem znośna oprócz beznadziejnych korków w Trójmieście
(przed wjazdem na obwodnicę od strony Elbląga), jak i przed Rumią...
Zakwaterowanie mieliśmy w samym mieście.
Na nurki startowaliśmy z portu (można wjechać na teren portu, postój - 5 zyla).
W sumie przez łikend zrobiliśmy 4 nurki - 2 w sobotę i 2 w niedzielę.
Na wszystkie płynęliśmy kilkanaście minut szybką łodzią.
Pogoda w miarę znośna - w sobotę lekki deszcz, temperatura powietrza w okolicach 9 stopni.
Natomiast temperatura wody była całkiem przyjemna - ok. 14 stopni na całej głębokości (do 40 metrów).
Pod tym względem pływało się bardzo fajnie.
Na pierwszy nurek udaliśmy się na Wicher; chciałem już napisać "wrak",
ale to co z niego zostało, to bardzo niewiele, niestety...
Nurek był całkiem fajny, ale nie ze względu na wrak, a ze względu na różne zwierzęta,
jakie mieliśmy okazję pooglądać.
Górne części resztek wraku zaczynają sie już na 5 metrach. Większość oglądaliśmy na ok. 10 metrach,
schodząc maksymalnie do 20 metrów; wtedy jednak już oddaliśmy się od tego złomu -
chcieliśmy sprawdzić, czy jest coś innego a ciekawego w okolicy.
No więc były: meduzy (na różnych głębokościach), babki(?), krewetka(!),
flądry (kilka nawet sporych, kilkanaście bardzo malutkich), diabeł morski
i takie coś cienkiego i pionowego, co to nie wiem, jak się nazywa...
Jak wspomniałem, na miejsce nurkowe byliśmy wożeni szybką łodzią-pontonem.
Niestety, powrót z pierwszego nurkowania przeżyłem ledwo co -
choroby morskiej nie miewam, chyba że... na mocnym kacu... :-)
Na następny nurek udaliśmy się do trałowca - na 40 metrów.
No... znacznie większy statek, choć widoczność i mrok nie pozwalały w pełni docenić wraku.
Ale przynajmniej to był wrak, a nie jakieś pozginane resztki...
Było to też moje i Jarka głębokie nurkowanie w ramach kursu Deep Divera.
Wieczorem, przy omówieniu nurka dostaliśmy niezły opieprz! :-)
Jezusowi chyba nic się nie podobało, cośmy tam wyczyniali.
Ale prawda też taka, że przy średniej widoczności osobę traciło się z widoku w kilka chwil.
No więc np. pod wodę schodziłem za wolno (schodziliśmy przy linie od razu na pełną głębokość);
udało mi się zgubić, gdy zamiast płynąć z moją grupą niechcący wmieszałem się w drugą grupę
(na szczęśćie chłopaki mnie znaleźli, bo już powoli myślałem, że będę musiał się wynurzyć);
potem jeszcze zagapiłem się na komputer, bo pisał coś do mnie, czego za bardzo nie rozumiałem
(okazało się, że przekroczyliśmy czas bezdekompresyjny), a chłopaki czekali na mnie z wynurzeniem...
Ale w każdym razie, i może dzięki temu, sporo się tego dnia nauczyliśmy!
Niestety, ze względu na to, że był to nurek i głęboki, i szkoleniowy, i w nienajlepszych warunkach,
nie miałem okazji do robienia zdjęć...
A wieczorem, oczywiście impreza. Choć po tym, jak się czułem na morzu na kacu,
jakoś nie miałem ochoty na większe picie. Co też te nurki robią z człowieka...
Następny dzień zaczęliśmy od kanonierki.
Ta już leży jakby za półwyspem, tzn. jest już znacznie bardziej narażona na prądy przychodzące z pełnego morza.
Toteż nurkowanie było nieco trudniejsze - w lekkim nurcie, albo wpychającym na wrak, albo na kolegów.
Tym razem zeszliśmy na 33 metry, więc znowu przy braku światła i słabej widoczności (do kilku metrów)
nie było czemu i jak robić zdjęć.
Sama kanonierka... jakoś taka za bardzo zniszczona.
W większości składa się z poskręcanych blach i prętów, tylko dziób wygląda na część statku.
Oprócz więc doświadczenia pływania w prądzie, nurkowanie było średnie...
I ostatni nurek - do niedawno zatopionej Bryzy.
Ta już była płycej (max. 23 metry), ale nie na tyle, aby wyszły zdjęcia bez lampy.
Natomiast sam statek całkiem zacny, choć jeszcze nowy (prawie w ogóle niczym nie obrośnięty).
No i został zatopiony w całości, choć wypruty z wszelkich ciekawszych bebechów.
Mi się nurek podobał, choć druga grupa wyszła totalnie zniesmaczona.
Porównywali to nurkowanie do nurkowania do zatopionego trabanta...
Ale fajne było oglądanie "wraku", który przypomina jednak statek.
Pod czujnym okiem instruktora wpłynęliśmy też do dwóch pomieszczeń statku.
O ile w środku nic ciekawego nie ma, to dla mało doświadczonego nurka
samo wpłynięcie do nawet pustych, jednak zamkniętych pomieszczeń, jest arcyciekawe.
No i dostarczyło trochę adrenaliny - spodziewałem się w środku wody totalnie spokojnej.
Toteż trochę się zdenerwowałem, gdy schodząc w dół przez jakąś dziurę zaczął prąd spychać mnie na ścianę.
Wtedy coś się zaczepiło, straciłem z oczu kolegów - no, ciśnienie trochę skoczyło.
Jednak pamiętając, że przede wszystkim trzeba zachować spokój i opanowanie, a i powietrza jest w bród,
strach szybko minął i można było na luzaka dalej wrak eksplorować.
All in all, bardzo ciekawy i pouczający łikend,
choć może poszukałbym innych wraków (w sensie prawdziwych statków, a nie złomowisk).
I chyba też lepiej byłoby pływać w południe bezchmurnego letniego dnia -
może wtedy wizura by się troche poprawiła (i może zdjęcia byłyby lepsze).
No i ta widoczność - jednak kilka metrów to czasami trochę za mało...
Bałtyk 2009
[MJT] Pierwszy widok na morze (zatokę, w zasadzie) z portu na Helu
[MJT] Pierwszy widok na morze (zatokę, w zasadzie) z portu na Helu
[MJT] Spokojnie można wjechać na teren portu i zrzucić sprzęt tuż przy brzegu
[MJT] Spokojnie można wjechać na teren portu i zrzucić sprzęt tuż przy brzegu
[MJT] Meduzy - jeszcze w porcie, przy powierzchni; zdjęcia (to i następne) robione jeszcze z łodzi
[MJT] Meduzy - jeszcze w porcie, przy powierzchni; zdjęcia (to i następne) robione jeszcze z łodzi
[MJT]
[MJT]
[MJT]
[MJT]
[MJT] Wicher - czy to bomba tam leży (albo inny pocisk)?
[MJT] Wicher - czy to bomba tam leży (albo inny pocisk)?
[MJT] Eee... coś wygiętego, zapewne część statku...
[MJT] Eee... coś wygiętego, zapewne część statku...
[MJT] Przy wraku była cała masa babek
[MJT] Przy wraku była cała masa babek
[MJT]
[MJT]
[MJT] Zaglądanie w różne dyrki w burtach Wichra
[MJT] Zaglądanie w różne dyrki w burtach Wichra
[MJT] Wiele części wraku było mocno obrośniętych - nie wiem, co tutaj się kryje pod mięczakami
[MJT] Wiele części wraku było mocno obrośniętych - nie wiem, co tutaj się kryje pod mięczakami
[MJT] Jezus znalazł nawet krewetkę (była wśród glonów pokrywających jakąś linę czy łańcuch)
[MJT] Jezus znalazł nawet krewetkę (była wśród glonów pokrywających jakąś linę czy łańcuch)
[MJT] Słabo widać, ale to flądra jest; całkiem spora - ze 30-35 cm długości
[MJT] Słabo widać, ale to flądra jest; całkiem spora - ze 30-35 cm długości
[MJT] Kur diabeł - wziąłem na dłoń, w ogóle się nie przejmował; znaleźliśmy go już w dalszej odległości od Wichra
[MJT] Kur diabeł - wziąłem na dłoń, w ogóle się nie przejmował; znaleźliśmy go już w dalszej odległości od Wichra
[MJT] Jeszcze inny kawałek obrośniętego wraku
[MJT] Jeszcze inny kawałek obrośniętego wraku
[MJT] Tutaj też były meduzy; i to nawet całkiem sporo
[MJT] Tutaj też były meduzy; i to nawet całkiem sporo
[MJT] A to właśnie taka ryba - cienka i stojąca pionowo w wodzie; najpierw się zastanawiałem, co tak Jezus medytuje nad kawałkiem trawki; dopiero potem zauważyłem, że to zwierzę jest :-)
[MJT] A to właśnie taka ryba - cienka i stojąca pionowo w wodzie; najpierw się zastanawiałem, co tak Jezus medytuje nad kawałkiem trawki; dopiero potem zauważyłem, że to zwierzę jest :-)
[MJT] Dno morskie w okolicach wraku
[MJT] Dno morskie w okolicach wraku
[MJT] Drugi dzień - zejście do wody z pontonu, który nas dowoził na miejsca nurkowe
[MJT] Drugi dzień - zejście do wody z pontonu, który nas dowoził na miejsca nurkowe
[MJT] Jezus skacze do wody
[MJT] Jezus skacze do wody
[MJT] Baza w Helu na Helu
[MJT] Baza w Helu na Helu
[MJT] Ciężkie życie nurka...
[MJT] Ciężkie życie nurka...
[MJT] Jakoś ten królik taki niemrawy był...
[MJT] Jakoś ten królik taki niemrawy był...
Góra
|